poniedziałek, 11 maja 2015

Jagna Mia!

W ostatni weekend udało mi się połączyć w jeden ciąg zdarzeń kilka przyjemności: po pierwsze pojechałem w miłym i sprawdzonym towarzystwie nad piękny Bałtyk, po drugie, po raz pierwszy podróżowałem najnowszym, bardzo szybkim superekspresem o nazwie na literę „P” oraz obejrzałem pierwszy raz „na żywo” musical „Chłopi”, który miał premierę jesienią 2013 roku w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni i który to wciąż ściąga tłumy szczelnie wypełniające widownię dużego przecież, nadmorskiego teatru.

Materiał Teatru Muzycznego z Gdyni.
Musical powstał w oparciu o uhonorowaną Nagrodą Nobla powieść Władysława Reymonta o tym samym tytule. Przypomnę, że kandydatura Reymonta w latach dwudziestych ubiegłego stulecia rywalizowała o wygraną ze zgłoszeniami takich pisarzy jak Tomasz Mann, czy George Bernard Shaw. A jednak to Polak otrzymał Nobla wcześniej od nich. „Chłopi” są powieścią świetnie skonstruowaną, kompletną i uniwersalną. Autor pokazał w niej krwiste, zróżnicowane postaci na tle niezwykle barwnie opisanych zwyczajów i obrzędów oraz codziennego życia wsi uporządkowanego rytmem natury. Oczywiście z uwagi na styl i język, epopeja Reymonta stała się dzisiaj formą nieco archaiczną, ale z pewnością jest wciąż powieścią wybitną.

Po obejrzenie musicalu naprawdę dziwiłem się, że koncepcja adaptacji tej prozy na potrzeby teatru muzycznego musiała czekać na swoje odkrycie blisko sto lat. Takie zdziwienie jest oczywiście świadomym komplementem dla twórców spektaklu, a w pierwszym rzędzie dla reżysera i autora adaptacji Wojciecha Kościelniaka, bo nie było to zadanie łatwe. Adaptacja została jednak przygotowana znakomicie (!), nie ma w niej żadnej fałszywej nuty, a teksty piosenek Rafała Dziwisza świetnie uzupełniły prozę Reymonta. Wszystko zostało doprawione znakomitą muzyką napisaną i dyrygowaną przez Piotra Dziubka, którą iście z bałkańskim, a raczej lipeckim temperamentem wykonał Zespół Muzyczny Teatru.

Chwalę dalej, ponieważ spektakl był sukcesem całego ensemble’u Teatru Muzycznego z Gdyni. Przedstawienie ozdobiła i pomogła grać artystom oryginalna scenografia (Damian Styrna), którą w prosty sposób można było modelować, przestawiać i dopasowywać do potrzeb każdej sceny. Genialne były też rekwizyty stworzone w jednolitej konwencji plastycznej, które przedstawiały ludzi, zwierzęta, płody rolne, a nawet opady śniegu.

Śpiew i aktorstwo były bardzo mocnymi stronami spektaklu. Udaną kreację zaprezentował Bernard Szyc jako Boryna, a nie odstawało od tego mistrzowskiego poziomu całe grono artystek, od Jagny (Karolina Trębacz) poczynając przez Hankę (Mariola Kurnicka) i Dominikową (Dorota Kowalewska), a na Wójtowej (Katarzyna Kurdej) kończąc. Sasza Reznikow grając księdza rozpalił do czerwoności całą widownię jednym kazaniem, a zdarzenia i sceny celnie i z dystansem pointował mądrościami ludowymi Tomasz Fogiel (Ślepiec). W tak dużym przedsięwzięciu zawsze można wkłuć także kilka szpileczek, w tym przypadku padło na nieudany tego wieczoru śpiew w wykonaniu Alicji Piotrowskiej (Organiścina) i na zbyt charakterystycznie zagraną przez Zbigniewa Sikorę rolę Kuby.

Materiał Teatru Muzycznego z Gdyni.
Podczas spektaklu, a zwłaszcza w scenie wesela Boryny znakomicie tańczono wesołe Oberki, tęskne, grane w zmiennym tempie Kujony czyli Kujawiaki, posuwiste Mazury oraz Krakowiaki ubarwione przyśpiewkami. (choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk). Znakomicie wypadały zwłaszcza sceny zbiorowe, a wspaniałe, kolorowe kostiumy (Katarzyna Paciorek) świetnie dopełniały słowo, muzykę, a szczególnie taniec.

Wojciech Kościelniak scalił dialogi, taniec i muzykę w znakomitą, artystyczna całość, powstał udany musical, który naładowany był różnorodnymi emocjami. Był tam i rubaszny śmiech oraz zaduma nad śmiercią. Widzowie obcowali przez ponad trzy godziny ze sztuką na wysokim poziomie i wprost chłonęli spektakl. Nie dziwią mnie wcale komplety na widowni. Reymont powraca!




Kurzy się!

2 komentarze:

  1. W mojej ocenie na szczególną uwagę zasługuje, także rola Jagny w wykonaniu Pani Karoliny Trębacz, która zdaję się być doń wręcz urodzona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rola warta uwagi i zachwytu to, moin zdaniem, aniol kreowany przez Maje Gadzinska. Rewelacyjny bialy spiew i zapierajaca dech w piersiach piosenka prawie koncowa- ta wykonywana z Jagusia.

    OdpowiedzUsuń